18 września 2007

Migawki z Celebration Europe


Obiecałem, że napiszę kilka słów na temat największego Europejskiego konwentu Star Wars - Celebration Europe. Nie będzie to relacja tak długa i zawiła jak ta, którą napisał Lord Sidious na Bastionie (można ją przeczytać tutaj), ale przybierze raczej formę "migawek" podobnych do tych, które pisałem na temat Polconu.

1. Celebration Europe to komercja. Nie w znaczeniu takim, że organizatorzy na tym zarabiają, bo z tego co słyszałem robią to podobno społecznie, tak jak u nas organizuje się Polcony. Niemniej jednak najważniejszą częścią Celebration była hala ze stoiskami, na których można było kupić wszystko. ABSOLUTNIE wszystko, co związane ze Star Wars. To fantastyczne, że aż tyle tego stuffu powstaje, ale do pełni szczęścia brakuje małej (najlepiej przenośnej) kopalni złota. Niestety, przy kursie 1 funt = ok. 6 złotych, turysta z Polski bardzo zastanawiał się nad tym co może kupić, a czego nie. Ja niestety czułem "węża w kieszeni" i musiałem ostatniego dnia skorzystać z bankomatu - nie dlatego, że nakupowałem masę stuffu - o nie. Zabrakło na papu. Ot proza życia.

2. Star Wars Celebration Europe było imprezą, jak sama nazwa wskazuje, spod znaku "Celebration", czyli miało oficjalny patronat LucasFilm Ltd. Oznacza to, że na konwent przyjeżdżają gwiazdy. Poczynając od tych mało znanych (np. występowali w pełnej masce protetycznej przez chwilę w filmie), aż do tych "gwiazd nad gwiazdami" typu David Prowse, Ray Park, Ian McDiarmid i cała masa innych. Nie zabrakło również Ricka McCalluma. I tutaj daje się zauważyć różnice wśród aktorów. Niektórzy spotkani w hallu fotografowali się z fanami, dawali autografy i rozmawiali wesoło - inni przemykali, a poproszeni o autograf twierdzili, "że umowa im nie pozwala" i że zapraszają do "Autograph hall", gdzie można wziąć autograf "legalnie".

3. Autograph hall, czyli amerykańskość w pełnej krasie. Sporej wielkości hala, gdzie przy odpowiednich stanowiskach siedzieli aktorzy. Autograf kosztował. Od 2 do 5 kuponów, przy czym każdy kupon wart był 5 funtów. Zatem, jak nietrudno policzyć - autografy kosztowały od 10 do 25 funtów, czyli od 60 złotych do 150 PLN. Wyjątkiem był Mark Hamill, który za autograf brał 80 funtów. W tej cenie można było sobie z aktorami chwilkę (dosłownie chwilkę) pogadać, zrobić fotkę i dostać podpis na wybranym przez siebie zdjęciu (każdy z nich miał kilka do wyboru). Za 2 kupony można było dostać np. podpis jednego z lalkarzy poruszających Jabbę, czy jakiegoś szturmowca. Nie jestem fanem autografów, a tym bardziej ich zbierania, zatem w Autograph hall nie zabawiłem długo. Znaczy byłem dwa razy - raz jako fotograf Jaro, a raz jako fotograf Zuzy, bo oni postanowili mieć autografy. Ciekawe było rozmieszczenie aktorów przy stolikach. Ci "najdrożsi" siedzieli w głębi sali, więc nawet mając teleobiektyw nie byłem w stanie nic zrobić, bo cały czas wokół nich kłębił się tłum.

4. Sala platinium. Tam odbywały się "prelekcje" i spotkania. Niestety zazwyczaj dość nudnawe. Nie mogę zapomnieć prowadzącego, "rapera", który rozmawiając z gościem co chwilę wtrącał: "cool", "yeah", a chyba szczytem jego intelektualnych możliwości było powiedzenie "amazing". Niestety prowadzący do bani sprawiał, że i prelekcje były nudne. John Mollo, autor kostiumów do ANH, sprawiał wrażenie, że nie bardzo pamięta o czym mówi. Inny gość - Billy Dee Williams, sprawiał wrażenie jakby był na ciężkim kacu, choć oficjalny powód jego bełkotliwego mówienia to podobno różnica czasu - aktor był ponoć straszliwie zmęczony po locie z USA. Nie wiem, prawda jak zwykle pewnie leży po środku.

5. Celebrity stage to część wydzielona z głównej hali. Tam odbywały się spotkania z gwiazdami. To była część należąca do Warwick Davisa. On prowadził tam spotkania i nieźle się przy tym bawił. Tam było już ciekawiej i to o wiele. Kiedy rozmowa była zbyt nudna - Warwick coś zawsze wymyślił, aby ją rozkręcić.

6. Stań pan w kolejce! Kolejki to standard. Mam do nich uraz, więc kombinowałem jak się dało, żeby w nich nie stać. Niestety żeby wejść np. na panel z Reyem Parkiem - trzeba było ze dwie godzinki odstać i też nie było pewności czy się wejdzie - wpuszczano tyle osób ile było miejsc, a w Celebrity stage było ich może z 800, może 1000, nie wiem dokładnie.

To na razie tyle. Kolejna część wspomnień już niebawem! Stay tuned!


Brak komentarzy: