16 września 2007

Kto kogo lubi?

Znowu wracamy do tematu nurzania się we własnej, fandomowej zupie (zobacz tutaj). Jak w każdym środowisku (zwłaszcza dość zamkniętym), dochodzi do pewnych konfliktów i scysji. Nie są to, na szczęście, konflikty na tle poglądów na świat George'a Lucasa. Takie konflikty świadczyłyby o zupełnym kretyniźmie. No bo chyba nie ma nikogo, kto poważnie przenosi "do życia" spór o to, że "Ja wolę Imperium, a ty Rebelię"?

Niestety do scysji dochodzi, i to niestety na personalnym tle. Najzabawniejsze, że jakoś musi się znaleźć osoba, która jest bardziej nielubiana od innych. Nie bardzo wiem, jak wybierana jest owa persona, która ma dostąpić zaszczytu bycia na fandomowym "topie" i jednocześnie narazić się na ataki. Taka osoba jednak pojawia się ostatnio zawsze. Za mojej "bytności w fandomie" naliczyłem takich pięć. Najzabawniejsze jest, że konflikty rosną z czasem, zamiast maleć. Wszystko przez to, że ludzie nie bardzo potrafią ze sobą rozmawiać i we własnym gronie nakręcają się przeciwko sobie. I tak, konflikt między dwojgiem osób urasta czasem do konfliktu między organizacjami. Bardzo często jednak sprowadza się do bardzo prozaicznych konfliktów: "A bo on mi coś powiedział i nie przeprosił". I kończy się to tym, że do miasta "A" nie przyjedzie na imprezę ekipa z miasta "B" tylko dlatego, że na imprezie w "A" pojawia się nielubiana przez ekipę z "B" osoba.

Może to nasza szlachecka natura pieniaczy? E tam, takie zwalanie na historię to chyba lekkie pójście na łatwiznę. A może to wina internetu, który ułatwia kontakty, ale nie ułatwia rozmawiania? A może to ktoś konkretny lubuje się w tworzeniu spiskowych teorii i rozpuszczaniu plotek oczerniających innych? Może przyczyną są wszystkie te powody, a może żaden z nich. Nie wiem. W każdym razie dość mocno to przeszkadza, bo nie udaje się wspólnie stworzyć czegoś dużego, konstruktywnego.
Cały ten problem dotyczy w znacznej mierze fandomu Star Wars właśnie dlatego, że jest on mały, ale oczywiście nie tylko. Nie będę referował konfliktów z fandomu ogólnofantastycznego, bo za mało w nim siedzę, ale zapewniam, że istnieją i także nie zawsze jest różowo.

Ktoś może zapytać, czemu nie rzucam nazwiskami, czy chociaż ksywkami. Mógłbym. Zapewne odbiłoby się to pozytywnie na popularności tego Bloga, bo każdy lubi przeczytać jakąś ploteczkę... Ale wtedy chyba zniżyłbym się do poziomu... No właśnie... kogo? czego? W każdym razie zniżyłbym się poniżej pewnego poziomu. Nie twierdzę, że kiedyś tego nie zrobię... Teraz jednak to chyba nie ma sensu. (Już niebawem na "Fandom Star Wars" napiszę, czy raczej przypomnę młodszym czytelnikom, jak to było w czasach konwentów Alderaan w Sosnowcu, ale ów tekst, po kilku latach jakie upłynęły od tych imprez, rodzi się w bólach).

Jeśli wydaje Ci się, że przynajmniej część tego posta jest o Tobie, nie martw się. Rozmawiaj z innymi, a zwłaszcza z tymi, z którymi jesteś w konflikcie. Rozmawiaj najlepiej osobiście, lub przez jakiegoś Skype, broń Boże nie na forach, czy gadu-gadu. Nie wygłaszaj tyrad na poparcie swoich poglądów. Słuchaj innych. Zmiana poglądów czy przyznanie się do błędu to nie hańba. To pozytywne. Pokazuje mądrość. I to, że Moc jest w Tobie silna (taaak musiałem to dodać, żeby był jakiś Star Warsowy akcent na koniec i żeby nie było, że piszę poradnik dla skłóconych członków fandomu. :)) Do następnego posta!

Brak komentarzy: