31 października 2007

Alderaan 2004

Jakiś czas temu (dokładnie w tym poście) pisałem na temat Alderaanu 2003. Pora teraz napisać kilka słów o kolejnej (i ostatniej zarazem) imprezie spod tego znaku. Był to bowiem konwent przełomowy. Dlaczego? O tym za chwilę.

Alderaan 2004 była bardzo oczekiwany. Wszystko zapowiadało się wprost doskonale. Wpadki z zeszłorocznej edycji poszły w niepamięć, a wielu fanów cieszyło się na to kolejne spotkanie. Uwadze wszystkich (lub prawie wszystkich) umknął fakt, że nie przedstawiono na żadnej stronie internetowej programu imprezy. Nikt się tym nie przejmował!

Gości konwentu miała gościć ta sama co rok temu szkoła w Maczkach pod Sosnowcem. Ponownie ekipa warszawska pojechała trzema samochodami i jak zwykle w drodze - było bardzo wesoło. Zrobiliśmy (ekipa Warszawska) sobie nawet specjalne koszulki. Tym samym byliśmy bardzo wyróżniającą się grupą.

Przyjechaliśmy do Maczek i uściskaliśmy wszystkich, którzy byli dzień wcześniej, jak my. Na Alderaan 2004, choć oficjalnie zaczynał się w sobotę - można było przyjechać już w piątek, pomimo, że nie było na ten dzień przewidzianych atrakcji. Na konwencie obowiązywał zakaz spożywania alkoholu, co rozumiem i popieram. Niestety kiedy wracaliśmy ze spaceru od jednej z organizatorek dowiedzieliśmy się, że nas nie wpuści, bo jesteśmy pijani. Cóż. Ja nie piłem nic... Po takim incydencie (potraktowano nas jak dwunastolatki) i małej awanturze - część z nas miała ochotę wyjechać. Zostaliśmy jednak - bo konwent się dopiero miał zacząć.

Nadeszła sobota i "wielkie otwarcie". Do melodii Throne Room weszli członkowie PAJ - Polskiej Akademii Jedi - organizatora konwentu.
Wszystko zapowiadało się świetnie! Po początkowych przemowach okazało się... że nie ma programu! I to niestety sprawiło, że konwent okazał się całkowitą porażką, przez niektórych zwanych Żenadą 2004. Odległość Maczek od cywilizacji sprawiła, że nawet nie można było iść pozwiedzać miasta, anie do knajpy na piwo.

Oczywiście pewne punkty programu były. Na przykład prelekcja na temat typów fanfilmów, która przyciągnęła tłumy (bo nic innego się nie działo!) Poniżej zdjęcie z tej prelekcji.
Była jeszcze jakaś (nie pomnę już jaka) prelekcja TDC, jakiś konkurs i w zasadzie... to wszystko. Na 24 godziny konwentu!
Najgorsze jednak było to, że członkowie PAJ gdzieś się pochowali. mieli bardzo długo jakieś swoje tajne spotkania i nie wykazali krzty zainteresowania znudzonymi i nie mającymi co robić fanami. Co się potem działo na forach dyskusyjnych!

Oto kilka zapisów:
Relacja moja i vonga - pisana na świeżo, teraz już wielu rzeczy nie pamiętam - jest tutaj,
Wątek o Alderaanie na Forum Bastionu. Ale tam momentami lecą bluzgi :) - tutaj,

Pod powyższymi linkami są także odnośniki do innych relacji - galerii ze zdjęciami - nic tylko kopać, kopać, kopać.

Alderaan 2004 - fakty i ciekawostki:
  • Po organizacji Alderaanu 2004 Dan Falcon, główny koordynator, zniknął zupełnie ze świata fandomowego,
  • Koszt wejściówki na konwent był 60 złotych, BEZ możliwości opłacenia jej na miejscu - cała kwota musiała być wpłacona w przedpłacie.
  • Konwent odwiedziło około 80 osób.
  • ... W drodze powrotnej z Alderaanu narodził się... CORUSCON.
To chyba na tyle dzisiaj. Do tematu Alderaanu 2004 wrócę jeszcze zapewne - choćby po to, aby skomentować niektóre wydarzenia jakie tam miały miejsce. Recenzje pisane wtedy pod ogromny wzburzeniem - teraz wydają się nie do końca obiektywne. Zatem Stay Tuned!

26 października 2007

Powrót Star Wars Kida

Pamiętacie jeszcze Star Wars Kida? Jeśli nie, to zapraszam najpierw do tego posta na iFandom. Znalazłem jeszcze jeden rewelacyjny film z Ghyslainem w roli głównej. Teraz to już w zasadzie wygląda tak, jak powinno. Ktoś włożył sporo pracy, aby filmik ten odpowiednio zmontować.



Respect dla twórcy.

24 października 2007

Składowe fanostwa

Już od jakiegoś czasu zastanawiam się, co to znaczy "być fanem" - nie ważne czy Gwiezdnych wojen, czy Władcy Pierścieni, czy Mandaryny. Ok, przesadziłem - Mandarynę zostawmy. ;) Kiedy znajdujemy się w tzw. "Fandomie" (zobacz także ten artykuł na iFandom) pewne cechy nas łączą (oczywiście - pewne też dzielą, ale o tym innym razem). Na pewno podstawowym elementem spajającym jest samo zainteresowanie, niemniej w tym zainteresowaniu znajdują się pewne "pola" wzajemnych oddziaływań. Mamy zatem osoby które bardziej interesują się grami bitewnymi, mamy takich, co kochają RPG, a inni - uwielbiają Hana Solo i kolekcjonują wszystko co z tą postacią jest związane. To chyba jasne, że każdy z nas, fanów, ma jakieś "specjalizacje" - jedni szersze, a drudzy węższe. Kiedy tak zastanawiam się nad strukturami fanów przyszedł mi do głowy następujący podział zainteresowań. Oczywiście od razu nadmieniam, że ten podział jest czysto klasyfikacyjny i nie zmienia nic w stosunku fanów do siebie nawzajem. Nie chcę dzielić przecież tego środowiska!

Mamy zatem fanów - kolekcjonerów. Kolekcjoner to ktoś kto wydaje niemałe często pieniądze, aby zdobyć jakiś gadget. Kolekcjonerzy z kolei dzielą się na dwie podgrupy - ciągłych, którzy czują potrzebę posiadania całej serii produktów (np. wszystkich figurek postaci z Mrocznego Widma, czy wszystkich komiksów ze Spidermanem). Inny typ kolekcjonerów to kolekcjonerzy "ekskluzywni". Interesuje ich posiadanie jednego bądź kilku produktów z najwyższej półki (które trafiają na tę "półkę" z różnych powodów). Może to być, dla przykładu oryginalny, wykorzystany w filmie miecz świetlny, kosztujący krocie, lub zbroja szturmowca warta mniej niż 2 tysiące złotych, a sprzedawana za 10 tylko dlatego, że należała do pierwszego dowódcy Polish Outpost.

Mamy także fanów - graczy. Gracze uwielbiają gry planszowe czy bitewne. Niejednokrotnie są fanami jednego, konkretnego typu gier. Będąc jednocześnie fanami Star Wars - mogą pokochać miłością wielką gry planszowe lub bitewne. Czasem podział między fanem - graczem, a fanem - kolekcjonerem jest dość trudny. Weźmy na przykład grę Star Wars Miniatures (więcej o tej grze przeczytać można tutaj, na iFandom) można kupować nowe figurki ze względów kolekcjonerskich, a można dla tego, że chcemy mieć wszystkie i postawić sobie na półce.

Kolejnym typem fana, jest fan - omnibus. Dla takiej osoby żadne zagadnienie związane z jego hobby nie stanowi tajemnicy. Jeśli nie wiesz, ile metrów taśmy zostało zużyte do nakręcenia Władcy Pierścieni - zapytaj fana "Władcy" tego rodzaju. Nasz światek Gwiezdnowojenny także ma takich fanów. To oni wygrywają większość trudnych konkursów wiedzy, bo wiedzą jak na imię miała córka lewego skrzydłowego Vadera. Jak to wszystko można spamiętać?

Tak przedstawia się zasadniczy podział. (Jeśli macie jakieś uwagi - zapraszam do komentowania!) Jest on czysto teoretyczny. Oczywiście - wszystko zupełnie inaczej wygląda w teorii, a zupełnie inaczej w praktyce. Tak naprawdę trudno jest w jednym człowieku - fanie zauważyć jeden konkretny typ. Przenikają się one dość znacząco i bardzo często nie ma między nimi jakiejś zasadniczej, ostrej granicy. Tak więc niejednokrotnie gracz jest kolekcjonerem, a ktoś kto marzy o posiadaniu jednej, cennej pamiątki ma ogromną wiedzę związaną z uwielbianym światem / postacią / melodią. Niemniej jednak wprowadzony powyżej podział pomoże (mam nadzieję!) Ci znaleźć siebie wśród tych trzech zasadniczych typów. A może jest jeszcze jakiś, o którym zapomniałem? Napisz w komentarzu!

20 października 2007

WizKids w natarciu

Star Wars Miniatures to przeszłość. Tak, przykro mi to stwierdzić, ale takie właśnie wrażenie odnoszę ostatnio, kiedy stykam się z nowszymi produktami związanymi ze Star Wars. Wizards of the Coast - wydawca rewolucyjnych systemów RPG opartych na mechanice d20, od lat w awangardzie tego typu rozrywki, pozostaje chyba nieco w tyle. O sztandarowym gwiezdnowojennym produkcie Wizardów pisałem już na iFandom (mam na myśli Star Wars RPG - post na ten temat jest tutaj). Otóż WotS stworzył też serię gier figurkowych - Dungeon & Dragons i Star Wars Miniatures korespondujących z mechaniką d20 i fantastycznymi światami D&D i SW. Minisy były o tyle rewolucyjne, że sprzedawano grę bitewną jak karciankę - w boosterach z losową zawartością, które oprócz grania dawały frajdę kolekcjonowania. Warto dodać, że figurki były już pomalowane. Zatem tylko wyjąć z pudełka i grać.

Wielu znanych mi "koneserów bitewniaków" narzekało na jakość wykonania figurek w Minisach. Nierówne malowanie czy pozginane miecze u Jedi, krzywe nogi droidów i ręce wykręcone - to był standard. Ale i tak gra jest świetna... choć z pewnymi zastrzeżeniami o których niżej.

Jakiś czas temu na rynek weszła firma WizKids. Na marginesie dodam, że zbieżność nazw WizKids i Wizards zmyliła mnie. Myślałem początkowo, ze WizKids to jakaś firma - córka Wizardów. Nowa firma zaczęła bardzo szybko gonić dojrzalszego "konkurenta".

WizKids założono w 2000 roku. Trzy lata później wykupione zostało przez producenta kart kolekcjonerskich (również Star Wars!) - Topps. WizKids to firma, która zaprezentowała bardzo świeże podejście do gier. Świeże, a jednocześnie znajome. Nie można chyba powiedzieć, aby stworzyli coś rewolucyjnego, ale ich sukces jest bez wątpienia ogromny. Wydali zatem karciankę kolekcjonerską opartą na hicie serialowym BattleStar Galactica (jak na moje oko nic specjalnego), wydali kilka gier planszowych. Prawdziwym hitem okazały się dwa pomysły. Konstrukcyjna Gra Karciana i mechanika Clix.

Konstrukcyjna gra karciana - czyli cały cykl Piratów (m.in. Pirates of the Spanish Main) to, jeśli chodzi o pomysł coś niesamowitego. Za niewielkie pieniądze - w okolicy 15 złotych - dostajemy wszystko co potrzebne do podstawowej gry. W małej paczuszce znajdziemy kolorowe, plastikowe karty (grubość zbliżona do kart kredytowych) z których wyłamuje się elementy niezbędne do złożenia statku. Potem konstruuje się planszę układając na stole wyspy ze skarbami i już można grać! Oczywiście jeden zestaw za 15 złotych to podstawa - jeśli wciągnie nas gra - za moment kupimy więcej. Jest to rewelacyjne podejście - bo można spróbować zabawy wydając 15 złotych, a nie 60 czy 80 na starter do jakiejkolwiek innej gry kolekcjonerskiej. Piraci sprzedawali się świetnie. Przestałem to śledzić w momencie, kiedy wyszedł dodatek w którym konstruowało się także... forty na wyspach.

WizKids wydał także grę związaną główną ideą z Piratami i przede wszystkim - z Gwiezdnymi wojnami. Tutaj poza statkami z SW powstałymi z elementów, dodano także karty (które są nieobecne w Piratach). Powstała z tego bardzo szybka i przyjemna gra - Star Wars PocketModel TCG, którą z całego serca polecam wszystkim. Planowane są do niej kolejne dodatki - m.in. Ground Assault - gdzie poza jednostkami latającymi dostaniemy także możliwość skonstruowania na przykład AT-AT.

Innym systemem "opatentowanym" przez WizKids jest "Clix". Jest to seria gier bitewnych, gdzie nie ma kart postaci. Wszystkie statystyki zapisane są na podstawce. Najzabawniejsze - że z kolejnymi obrażeniami które otrzymuje dana jednostka - przekręcamy podstawkę i z czasem mamy możliwość z korzystania ze specjalnych umiejętności jednostki. Zatem dla przykładu - tylko ranna jednostka może dysponować możliwością zadania jakiegoś superciosu. Tym co zaliczyć można na plus serii Clix - to adaptowalność systemu (choć to akurat mają i miniaturki Wizardów). Mamy zatem Clixy z Herosami z komiksów Dark Horse czy Marvel - jak Spiderman, Superman, Batman czy mutanci z X-Mana. Jest też wersja związana z grą "Halo", czy z postaciami z Horrorów. Inna opcja to gra z bohaterami fantasy. Super!

Wracając jednak do tematu - przedstawianie chyba obu gier Gwiezdnowojennych (to znaczy Minisów i Pocketmodel) jest zbędne, bo każdy fan Star Wars wie o nich już bardzo wiele. Produkty obydwu firm różnią się dość znacząco wykonaniem. Kiedy postawić obok siebie figurkę Wizardów (na przykład z SW Miniatures) i figurkę np. HeroClix - to gra Wizardów wypada bledziudko... Te z serii Clix są większe, lepiej wykonane i kiedy biorę je do ręki - nie mam wrażenia, że zaraz mi się rozpadną w palcach.

Innym powodem który może wróżyć kłopoty finansowe Wizardów jest ilość nowości. Kiedy widzieliście ostatnią nową grę ze "stajni" Wizardów? a WizKids zasypuje nas całą masą produktów. Nawet jeśli nie wszystkie są wybitne - to na pewno, są bardzo dobre - zarówno jeśli weźmiemy pod uwagę jakość wykonania, jak i grywalność. WizKids - to powiew świeżości, a WotC - to firma o ugruntowanej pozycji, która zarobiła już miliardy na świetnie sprzedających się grach z mechaniką d20, czy na najlepiej sprzedającej się karciance w historii - Magic the Gathering.

Najciekawsze jest, że teraz, kiedy mamy do czynienia z kryzysem na rynku gier RPG - d20 nadal się sprzedaje. Pokazuje to choćby nasz rodzimy rynek. Podręcznik główny do D&D (różne edycje) - 40 tys. sprzedanych, a druga w kolejności Neuroshima - minęła "ledwie" 4 tys. Te liczby pokazują skalę i dają chociażby drobne wyobrażenie o miliardach jakie zarabia Wizards.

Moim skromnym zdaniem "Magowie" muszą szybko wydać kolejny rewolucyjny produkt, aby nie dać się zmyć z powierzchni przez WizKids. Moim marzeniem jest zobaczyć figurkową grę bitewną ze Star Wars opartą o mechanikę Clix. Ja wiem, że zaraz fani Miniaturek spojrzą na mnie obrażeni... Niestety, moim zdaniem Minisy - choć są grą bardzo dobrą, wyczerpały już swój potencjał jako gra (jako seria figurek kolekcjonerskich nadal są doskonałe). Są setki figurek, setki możliwości składów (to akurat nie jest wada) ale każda kolejna karta postaci znacznie zmieniająca zasady gry. Zamiast prawdziwej bitwy - mamy często utarczki 2 figurki kontra 2 figurki... Mało dynamiczne i, jak dla mnie, czasami nudne. Nie twierdzę, że Minisy są grą złą - ale już chyba zbyt długo są na rynku. Potrzeba czegoś świeżego! Ot co! Co to będzie? Zapraszam do komentarzy.

17 października 2007

Kilka technikaliów

Spotkałem się z zarzutem, że iFandom jest "brzydki". Brzydki to trochę subiektywne odczucie. Rozumiem przez to, że jest "za mało graficzny" - spartański. Takie było zamierzenie generalnie - ma być skąpo z grafiką, bo w blogu tym liczyć się ma TYLKO treść. Dajcie znać w komentarzach, czy rzeczywiście jest tak źle i dodać jakąś grafikę do tej strony (choć zupełnie nie mam pomysłu jaką - bo nie chciałbym zburzyć tej "równowagi" jaką mam teraz).

Oczywiście mogę wstawić tutaj jakąś gołą babkę, ale chyba nie o to chodzi :P

Zresztą - sprawdzałem jak iFandom wygląda w IE 7. No niestety szału nie ma. :( Górna grafika coś ma skopane z gradientem. :( Ale chrzanię IE 7. Tak jak napisano na BrowserHappy - opowiadam się za przełamaniem monopolu IE. :)

Mam nadzieję, że wybaczycie mi ten mały post nie na temat. :) Już niebawem - zacznę pisać to co powinienem. Najbliższy temat - WizKids atakuje! Stay tuned!

15 października 2007

Bazyliszek 2007

W miniony weekend odbywał się konwent Bazyliszek w Warszawie. Długo zastanawiałem się, czy pisać cokolwiek na ten temat na iFandom, niemniej, doszedłem do wniosku, że chyba trzeba...

Bazyliszek, to nie są takie "zwykłe konwenty" - w sensie mające program z prelekcjami, spotkaniami autorskimi, konkursami i sesjami RPG. Bazyliszek to konwent dla fanów gier bitewnych. Zatem na piętrach i przede wszystkim w dwóch salach gimnastycznych szkoły przy Narbutta w Warszawie stały wielkie stoły gdzie można było zagrać i wziąć udział w rozmaitych turniejach gier bitewnych. Nie wymienię nawet nazw tych gier, bo się na tym zupełnie nie znam. W każdym razie na wierzchu tej góry gier były różne odmiany bitewnego Warhammera.

Oczywiście nie zabrakło tam też Star Warsowego akcentu. Outlander zorganizował pokazy i naukę gier Star Wars Miniatures i Star Wars Pocketmodel TCG i turniej tego ostatniego. Podziękowania należą się firmie ISA za sponsoring, dzięki czemu koszt turnieju dla uczestnika zamykał się w 5 złotych. Też należą się ogromne podziękowania dla DantEgo który skoordynował całość i sędziował.

Ja natomiast byłem tam i obserwowałem, oto garść migawek z tego co zobaczyłem:

1. Bar dobrze wyposażony na miejscu konwentu. Posiłki zimne i ciepłe, kawa, herbata... Ogromny plus. Pisząc "ciepłe posiłki" - nie mam na myśli pizzy z mikrofalówki, ale kiełbaski czy pierogi smażone w głębokim oleju. Do tego herbata za 1,50 czy kanapka z mnóstwem dodatków za 2,50. Dla mnie to plus jak byk!

2. Był plus, to musi być i minus, choć może wynikły z mego czepialstwa. Piwo. Na stołach, koło wyraźnie nieletnich graczy stały browarki... Niezbyt mi się to podobało, nie dlatego, że nie lubię piwa (uwielbiam je :) ) tylko dlatego, że trzeba dbać o pewną "prezencję". W niedzielę po terenie kręcili się tatusiowie z dziećmi. I co sobie mogą pomyśleć?

3. Teraz będzie plus i minus jednocześnie. Brak ochrony. Nie widziałem nikogo charakterystycznego - jakoś zaznaczonego, że to ochrona. Choć, jak pisałem, charakter imprezy jest zgoła inny niż znanych mi konwentów. Domniemywam zatem, że swego rodzaju "ochroną" byli sędziowie poszczególnych turniejów. Jeśli ktoś się u nich zachowywał niezbyt właściwie - wylatywał. :) Niemniej - konwent chyba był bezpieczny. Zero podejrzanych typów, a i chyba niewiele zginęło, bo biorąc pod uwagę wartość makiet i figurek, to można tam było się nieźle obłowić, gdyby chciało się kraść.

4. Plusem konwentu była jego cena. To znaczy był darmowy. Nie było jako takiej "centralnej" akredytacji. Płaciło się sędziom w zależności od turniejów w jakich się brało udział. W zasadzie dobry pomysł, bo gdy chciało się tylko popatrzeć - można było za darmo poruszać się po terenie całej imprezy. Przyczynić się to mogło do promowania growego hobby.

Podsumowując - świetna sprawa ten Bazyliszek. Fajnie było zobaczyć imprezę zupełnie inną od tych na których byłem wcześniej. Oceniam go bardzo pozytywnie, jako ktoś zupełnie z zewnątrz i nie biorący udziału w turniejach. Nie wypowiadam się na temat sędziów czy jakości turniejów, bo tego nie doświadczyłem. Mogę tylko powiedzieć, ze goście na turnieju Star Wars Pocketmodel bawili się chyba nieźle ;)

11 października 2007

Fenomen Star Wars Kid

Był sobie kiedyś taki Kanadyjczyk - młody chłopak w sumie, grubiutki, cichy, zastrachany. On zapewne jak wielu Polskich fanów tam skrycie marzył, aby stać się Jedi, mieć miecz świetlny i używać Mocy w służbie dobra i sprawiedliwości (Być może też chciał być biegły w sztukach walki jak Darth Maul).

Pewnego dnia wrócił do domu ze szkoły i marzenia go pochłonęły (inna wersja: filmik nagrał w szkolnym studiu). Ustawił kamerę na statywie, wziął kij do zbierania piłek od golfa (jak zapewne wielu fanów trzymając kij od miotły wyobraża sobie, że to miecz świetlny) i nagrał filmik. Było to w 2002 roku.




Oczywiście nie umieścił go w Internecie. Podobno zrobili to jego koledzy, którzy w jakiś sposób znaleźli kasetę. Niemniej - młody Jedi stał się popularny. Filmik w internecie obejrzały miliony widzów. Najpierw w sieci p2p Kazaa, czy innym eMule. Dopiero później trafił na YouTube - gdzie w tej chwili licznik pokazuje: Views: 3,294,561. Coś niesamowitego. Młody Jedi nazywa się Ghyslain Raza.

Filmik stał się popularny. Powstały liczne (naprawdę liczne!) przeróbki. Oto jedna z nich:



Niestety, kiedy Ghyslain dowiedział się o swojej popularności wylądował w szpitalu psychiatrycznym. Nie wiem, czy nie mógł sobie poradzić ze sławą, czy dobiły go komentarze widzów, naśmiewające się z niego. Nie potrafił rozpoznać prawidłowo tego, że ludzie śmieją się bardziej z jego filmiku, a nie z niego samego. Rodzice Ghyslaina oskarżyli rodzinę chłopaka, który wykradł film. Doszło jednak do ugody poza sądem. Na tym jednak sprawa "Star Wars Kid" się nie skończyła. Dwóch bloggerów (mniejsza już o adresy ich stron, zwłaszcza, ze jedna już nie istnieje) rozpoczęło akcję zbierania pieniędzy, aby wysłać Ghyslainowi jakiegoś Ipoda. Po niedługim czasie mogli mu wysłać najdroższego wtedy, 30 GB Ipoda i jeszcze 2 tys. dolarów jako prezent.

Ponadto, jak podaje Wikipedia, szeroki rozdźwięk zebrała też akcja zbierania podpisów pod petycją do George'a Lucasa o obsadzenie Ghyslaina w Epizodzie III. Podobno zebrano ponad 100 tys. podpisów.

Niestety, nie wiemy jak wiele informacji na temat Ghyslaina jest plotką. Pojawiła się nawet informacja, że chłopak zabił się. To raczej nieprawda, choć kto wie?

Internet jest bardzo podatny na tego typu "sławy". Znam jeszcze jedną osobę, która uzyskała dzięki YouTube niezwykłą sławę. Jest to "NumaNuma Boy", czyli Gary Brolsma. On w przeciwieństwie do Ghyslaina poradził sobie ze sławą. Stworzył drugą część swojego filmiku, a swoją nagłą popularność skwitował tylko słowami: "You are crazy!". Filmik na YouTube ma ponad 6 milionów wyświetleń. Respect!

Interesujący jest ów fenomen "Star Wars Kid". Powstała nawet strona, gdzie można kupić koszulki z rozmaitymi hasłami i obrazkami związanymi ze "Star Wars Kid". Śmiem twierdzić, że nie udałoby się to, gdyby akcja nie była spontaniczna. Choć mieliśmy w Polsce już podobną rzecz, niezwiązaną ze Star Warsami, która jednak w 100 procentach spontaniczna nie była. Mam na myśli Kandydata na prezydenta Białegostoku - Kononowicza. Ktoś przecież znalazł Kononowicza i namówił do kandydowania. Zresztą... wróćmy do tematu.

Zastanawiam się, ilu spośród Was, drodzy Fani Star Wars macie gdzieś na komputerze zachomikowany jakiś filmik czy zdjęcia, gdzie walczycie na kije od szczotki wyobrażając sobie, że to miecz świetlny. Zapewne część z tego typu obrazów to są jakieś próby, do których potem dodawaliście efekty specjalne... ale czy wszystkie?
"Star Wars Kid" - Ghyslain bardzo się przejął, choć nie powinien. Naprawdę jednak trzeba mieć mocną psychikę, żeby zostawić za sobą krytykę i śmiechy, albo wręcz wziąć je pod włos.
Nie zawsze można sobie z tym poradzić. Nie zmienia to faktu, że trzeba jakoś dążyć do spełnienia marzeń. Z tym się chyba zgodzicie. A jedni marzą o tym by być Jedi, a inni o tym, żeby im przestały śmierdzieć stopy. Które marzenie jest głupsze?

Czekamy na jakiegoś polskiego Star Wars Kida :) Choć może niekoniecznie "Kida"... Bo przecież wielu z nas, fanów, to takie duże dzieci tak naprawdę, choć gdyby nazwać ich dziećmi to by się obrazili. Kiedy widzę, kto kupuje miecze Master Replikas w Polsce... Spośród znanych mi osób w naszym kraju, które mają Replicasy - to wszyscy, mają ponad 17 lat. :P Osoby mające kostiumy - w większości mają ponad 18 lat. (z nielicznymi wyjątkami!) I to oni kupują te "zabawki", które choć trochę pozwalają im się zbliżyć do postaci ze swoich marzeń... Jedi, Sithów czy Szturmowców. Oczywiście ja nie krytykuję! Sam wielokrotnie gdzieś tam byłem w kostiumie Obi-Wana, Royal Guarda czy Szturmowca i się świetnie przy tym bawiłem. Skłamię też jeśli powiem, że nie wyobrażałem sobie kiedyś, że jestem Jedi i walczę ze złem. (Jestem nawet z tego dumny!)

Zastanawiam się też ilu w Polsce było już "Star Wars Kidów" - młodych dzieciaków, którzy wyskakują z jakimś, według nich, fantastycznym pomysłem na Holonecie czy Forum Bastionu i zostają sprowadzeni do parteru przez naśmiewających się. Nie twierdzę, że oni też trafiają do psychiatryka, ale krytyka już na starcie potrafi mocno ściąć z nóg...
Mnie też kiedyś też podcięto skrzydła. Odrobinkę, ale dość kulturalnie (o dziwo). Kiedy powstała moja pierwsza strona o SW - "Pic of the Week", strasznie chciałem, żeby link do tej strony pojawił się na Imperial City Online... Niestety Franki odmówił... Strasznie mi było smutno, ale po latach rozumiem.... :) kiedy mu zaproponowałem wymianę linkową - na mojej stronie niewiele jeszcze było rzeczy. :) Eh nie ważne. Tak wspominam o tym, bo to pokazuje pewną zasadniczą różnicę. Ja dostałem dość kulturalnego meila, a mój pomysł nie został wyśmiany na forum, na które zagląda kilkaset osób dziennie! To naprawdę spora różnica.

Więc jeśli spotkacie kiedyś Star Wars Kida, albo Lord of the Rings Girl, albo kogokolwiek innego w podobie... Kulturalnie wyłóżcie mu swoje racje, a nie podcinajcie skrzydła. No chyba, że to dziecko neostrady jest. :)

08 października 2007

Filmowy Humor Star Warsowy

Tak na początek - przepraszam, za tak długi czas oczekiwania na następnego posta. Po prostu - brak czasu mnie dorwał :( Life is brutal.

Dzisiejszy post miał być o Humorze SW - zatem zapraszam do czytania.

Zacznijmy od banalnego stwierdzenia. Jeśli coś jest parodiowane, to znaczy, że zajmuje ważne miejsce w pop kulturze. Nie stwierdzam tutaj, czy owo miejsce jest pozytywne czy negatywne - bo to zupełnie osobna sprawa. Ważne że jest. W końcu bin Laden też jest parodiowany, a trudno powiedzieć, żeby zapisał się pozytywnie w kulturze.

Liczba parodii filmowych związanych z Gwiezdnymi wojnami jest przeogromna. Poczynając od filmików fanowskich, przez odniesienia do Star Wars w innych filmach i serialach, aż do pełnometrażowych produkcji w całości wypełnionych odniesieniami do Sagi Lucasa. Najsławniejszą chyba parodią Star Wars są "Kosmiczne Jaja" (Space Balls) Mela Brooksa. Tak na marginesie, Mel ponoć pracuje nad nowym filmem parodiującym nową trylogię. Najpewniej będzie to kreskówka.



Tak na marginesie, zwróćcie uwagę, że "Space Balls" parodiuje nie tylko sam film - jego fabułę, ale też ten cały niesamowity marchandising związany z "Gwiezdnymi wojnami" - Yogurt promuje "swój sklepik", a Lord Hełmofon w jednej scenie bawi się figurkami przedstawiającymi głównych bohaterów "Space Balls". Nie wspominając już o mrugnięciu okiem do całego pirackiego, (jeszcze wtedy) kaset VHS rynku wideo. W jednej ze scen bohaterowie oglądają bowiem kasetę... z "Gwiezdnymi jajami" w których właśnie występują.

Skoro już jesteśmy przy pełnometrażowych filmach które parodiują Gwiezdne wojny, to warto wspomnieć o niemieckiej, całkiem świeżej, produkcji, bodaj z 2005 roku. Mam na myśli tutaj "Gwiezdne jaja", w którym obok odniesień do "Gawiezdnych wojen" mamy także mrugnięcie okiem do Trekkies, jak również do wielu innych filmów (w tym nawet Shreka!).



Mnie ten film absolutnie rozwalił i śmiałem się jak norka. Jeśli gdzieś go dorwiecie w całości - polecam!

Oczywiście to nie wszystkie filmy pełnometrażowe parodiujące Star Wars. Przytoczyłem je tutaj, ponieważ już samym tytułem swoim nawiązują do dzieł filmowych George'a Lucasa. W wielu (nie jestem w stanie podać nawet przybliżonej liczby) innych filmach, w tym także komediach, możemy natknąć się na odniesienia do Gwiezdnych wojen - bardzo często przedstawionych w krzywym zwierciadle. Przychodzi mi na myśl w tej chwili tylko jeden pełnometrażowy film w którym mamy wyraźną i oczywistą parodię Star Wars. "Hot Shots 2":



W innych filmach - jest mnóstwo odwołań do Star Wars. Ot choćby film "Telemaniak" (Cable Guy), gdzie Jim Carrey mówi coś w rodzaju "Super sprzęt, Stereo, Dolby, THX, że George Lucas spuściłby się w spodnie". Długo szukałem na YouTube odpowiedniego filmiku - niestety nie udało się znaleźć odpowiedniego fragmentu :(.

Inne, najbardziej znane przykłady to między innymi dialog z filmu Asterix i Obelix Misja Kleopatra:
Ceplus, dowódca rzymski, nosi hełm przypominający hełm Vadera. poza tym mówi coś w rodzaju: ...zaatakowane, Imperium Kontratakuje! Do tego muzyka a'la Marsz Imperialny. A chwilę później Ceplus dusi Antiwirusa mówiąc charakterystycznym Vaderowym głosem (odpowiedni filmik na YouTube jest tutaj).
Jeszcze fragment mamy w Aramageddonie:
- Ja będę Hanem Solo
- Nie, ja będę Hanem Solo, a ty Chewiem.
- Słuchaj, czy ty oglądałeś Gwiezdne wojny?
W "Men in Black" kiedy bohaterowie wybierają broń - z szuflady wyjęty zostaje m.in. miecz świetlny.

W jednym z odcinków "Friends" mamy Main Theme, Ross ma fantazję o Rachel w stroju Lei z ROTJ i tym podobne. :)


Jak pisałem - tego typu dzieł jest cała masa, wprost nie sposób wymienić wszystkich. Na samym końcu powinniśmy wspomnieć o filmach fanowskich. Pisałem już swego czasu o polskich fanfilmach na tym blogu (zobacz tu), a o najlepszych filmach fanowskich z zagranicy wspomnę jeszcze, niemniej niektóre bardzo udanie parodiują Star Wars. Niejednokrotnie łączą wątki Gwiezdnych wojen z zaczerpniętymi z innych filmów. Wśród tych filmów od lat moim prywatnym liderem pozostaje "George Lucas in Love" (zobacz na YouTube). Wiele filmów fanowskich wiadziałem, i nic jeszcze nie pobiło GLiL'a.

Gdzieś na marginesie są także fanowskie filmiki, które powstały niechcący. Takim z nich jest dziełko znane pod nazwą "Star Wars Kid" i jego przeróżne konwersje i przeróbki. aby zapoznać się ze Star Wars Kid i jego fenomenem - zapraszam już niebawem na iFandom SW. :) W jednym z kolejnych odcinków zapraszam także do poczytania dowcipów o Star Wars. Generalnie - temat humoru SW będziemy kontynuować, zatem to dopiero początek!

03 października 2007

Alderaan 2003

Artykuł ten jest pisany pro memoriam. Dawno to było temu ten 2003 rok. Ja byłem bodaj na drugim roku studiów. Był to pierwszy konwent SW na jakim byłem. Wcześniej, w 2000 roku, był jeszcze "Celebration" (oczywiście nie związany z zachodnimi Celebration) w Łodzi, który podobno nie udał się tak, jak powinien, ale tam mnie nie było - więc nie wypowiadam się.

Alderaan 2003 jest dla mnie o tyle ważny, że tam po raz pierwszy zetknąłem się z Polskim fandomem. Poznałem osobiście wielu ludzi spośród tych, których znałem wcześniej tylko z netu. Minusem konwentu była szkoła, a raczej jej lokalizacja - totalne zadupie. Niby to był Sosnowiec, a tak naprawdę daleko pod Sosnowcem - bo od dworca PKP w Sosnowcu jechało się naprawdę dłuuugo. To były Maczki.

Jechaliśmy dwoma samochodami z tego co pamiętam. Ja jechałem w "Falconowozie" (Pegout Expert Falcona) i było jak zwykle bardzo wesoło. Wygłupialiśmy się w najlepsze. Dojechaliśmy do Sosnowca, gdzie pod dworcem spotkaliśmy się z większością fanów, których miał stamtąd zabrać wynajęty przez orgów autobus. My zdecydowaliśmy się jechać za autobusem, który kilkukrotnie zgubił drogę. Fajnie.

Dotarliśmy na miejsce. To był mój pierwszy konwent. Dopiero rok później pojechałem na Imladris do Krakowa (nie Starwarsowy), ale o tym napiszę w innym miejscu i czasie. :)
Znaleźliśmy sobie miejsce w jednej z sal i rozłożyliśmy nasze rzeczy. Nie zwracałem wtedy uwagi na program, ale nie powalał. Było sporo pustych miejsc. Pochłonęły mnie spotkania z ludźmi. Pełno było okrzyków "To ty?" "Zupełnie inaczej sobie Ciebie wyobrażałem!" Poznałem wtedy Sizara, YangObiego, Kolarza, Mike, Frankiego, KaeSz, Cetę, Rickiego i... Dana Falcona (innego niż Warszawski Falcon) z którym się polubiliśmy i całe stado innych ludzi - łącznie - około 80.

Wracając do programu - był turniej Sabacca, był konkurs wiedzy... coś tam się działo przez cały czas, nie pamiętam już jednak co. Ważne jednak, że coś się działo.
Jeśli przejrzeć recenzje konwentu, które pojawiły się w internecie po Alderaanie 2003 - wskazano na pewne niedociągnięcia, ale odbiór był pozytywny z naciskiem - "za rok jak poprawicie sporo błędów jakie się pojawiły - będzie rewelacyjnie". Myślę, że dla wszystkich najważniejsze było to wspólne spotkanie i poznanie się "w realu". Pierwszy Alderaan był jednocześnie pierwszym konwentem który sponsorował Amber. Wsytawili swoje stoisko nawet i dali smyczki. Potem już na żadną imprezę SW nie udało się zdobyć sponsoringu, choćby najdrobniejszego, od jedynego wydawcy książek SW w Polsce. Obrazili się, czy co?
Po tych czterech latach zadaję sobie pytanie o ocenę tego konwentu. Nie zmieniła się znacząco. Nadal wspominam go bardzo dobrze, choć przez lekką już mgłę zapomnienia. Pamiętam, że miałem wtedy uwagi do organizacji - m.in. obsuwy w programie, czy niewielki wybór atrakcji. Niemniej - bawiłem się świetnie, choć to zasługa współfanów... Rok później był kolejny Alderaan. Był to jednocześnie ostatni konwent z tej serii. Dlaczego? niebawem dowiecie się na iFandom.
A może Ty, czytelniku iFandom byłeś na Alderaanie 2003 i chcesz się podzielić wspomnieniami? Pisz w komentarzach!


Jeszcze kilka słów technicznych:
Jak zauważyliście zapewne, nowe posty na iFandom nie pojawiają się już codziennie. Są dwa powody. Po pierwsze - mam po prostu mniej czasu. Napisanie dobrego i długiego artykułu na tę stronę to jak nic półtorej godziny. Po drugie - po prostu jakoś mam mniej pomysłów na artykuły i nie chcę się "wyczyścić" ze wszystkich pomysłów zbyt szybko. A może o czymś szczególnie chcielibyście poczytać? Zapraszam do komentarzy.
A propos komentarzy - odblokowałem anonimowe komentarze. Teraz już nie musisz mieć konta google, aby wypowiadać się na iFandom. Zapraszam!