11 grudnia 2007

Gdzie sie podziały tamte konwenty

Ja się chyba starzeję. Hmm taka refleksja mnie naszła bynajmniej nie w w wyniku spojrzenia w kalendarz, ale w wyniku przypomnienia sobie konwentów na których byłem na przestrzeni lat. Czy to może konwenty się zmieniły?

Imprez fanowskich typu "konwent" nie było w moim życiu aż tak wiele, ale z drugiej strony - nie było ich też tak mało. Zacząłem od Alderaanu w 2003. Potem był kolejny Alderaan, Imladris, Dagobah, Kamino, Konkret, Polcon, Falkon, dwie edycje UBOTA i kilka innych. No i CorusCony, ale to zupełnie inna bajka, bo o nich to trudno powiedzieć, żebym był odwiedzającym.
Pamiętam swój pierwszy Imladris. To był bodaj 2004 rok. Niby tak niedawno, a jednocześnie wydaje się, że to wieki temu. W Krakowie wtedy bawiłem się rewelacyjnie. Byłem na całej masie prelekcji i to nie tylko Star Warsowych bo tych była niewiele, bo Imladrisy są raczej konwentami ogólnofantastycznymi. Słuchałem z zaciekawieniem wystąpień na tematy kreacji bohatera w RPG, dyskusji zwolenników i przeciwników powergamingu w grach fabularnych, spotkań i paneli na temat Tolkiena i tym podobne, z wypiekami na twarzy słuchałem opowieści Staszka Mąderka... Długo by wymieniać. Teraz to jakoś wszystko zbladło. Wszystkie konwenty, z nielicznymi wyjątkami, są identyczne i zaczynam rozumieć osoby, starych wyjadaczy fandomowych, którzy na konwenty jeżdżą nie dla programu, a dla spotkania z ludźmi. Bo ileż można słuchać opowieści jak stworzyć dobrą postać w RPG czy z jakiej broni najlepiej strzelać, aby zabić w systemach postapokaliptycznych? Zwłaszcza, ze wielu (nie mówię, że wszyscy) prelegenci na wielu konwentach są dobierani raczej z przypadku. Znaczy albo się wiedzą nie wyróżniają na dany temat, albo nie potrafią jej przekazać, a czasem i jedno i drugie. To jest niestety największy mankament - program wielu imprez wydaje się bogaty i pełen ciekawych tematów - w rzeczywistości jednak tylko niewielki procent prelekcji jest wart uwagi.

Konwenty są do siebie podobne. Jedne zbierają 300 osób, inne 1200 - niemniej to nadal jest ten sam scenariusz. I teraz pytanie sobie zadaję - czy to ja się zestarzałem i mnie już "trudniej zadowolić", czy organizatorom konwentów wyczerpały się pomysły i tylko powielają schematy. Schematy nie są oczywiście czymś złym - dobre pomysły zasługują na to, żeby je kopiować, ale, na Boga, po 50 razy, dokładnie w identycznej formie?

Dobrym przykładem pozytywnego powielania schematów był Warszawski Polcon. Tam też były prelekcje czy spotkania z pisarzami, ale wygłaszane naprawdę przez znawców tematu, którzy nie zgłaszali swojej prelekcji tylko po to, aby nie płacić za wejście. Zresztą - na temat Polconu było już na iFandom kilkukrotnie - zatem wróćmy do tematu.

Nie podam recepty na "dobry, świeży" konwent, bo takiej nie mam. Nie wskażę palcem też konkretnie "co jest złe, a co dobre" - bo także, mówiąc szczerze - nie potrafię takiego wskazania dokonać. Pokazuje tylko problem... Coś jest chyba z tymi konwentami nie tak...

Konwenty są w Polsce zdecydowanie za często. Mam tutaj na myśli oczywiście konwenty stricte fantastyczne. Tak naprawdę co dwa tygodnie można pojechać do jakiegoś miasta i trafić na konwent. Wyczerpuje to zarówno siły organizatorów (bo w końcu możemy dojść do momentu w którym na konwentach będą się spotykali sami organizatorzy podobnych imprez ), jak i siły (czy raczej "mocy przerobowej") sponsorów. Oczywiście nie mówię że nie należy się spotykać. Jeśli lokalne bractwo graczy w RPG ma ochotę siedzieć całą noc i grać w Role Playing, albo słuchać opowieści o tworzeniu dobrych postaci - niech to robią. Nie ma problemu. Ale żeby wszystkie zloty stawiać na równi? Coś jest nie tak, kiedy zagląda się na stronę Informator konwentowy i widać, że konwentów zatrzęsienie... I najśmieszniejsze jest to, że Pyrkony (konwenty z tradycją) czy R-kony występują obok... Eccichiconów (ke??? - znaczy wiem, co to Ecchi, ale żeby o tym konwent robić?), czy... Śląskich spotkań fanów Star Wars. Przy całym moim zamiłowaniu do starwarsów i spotkań fanowskich - zamieszczanie notki na jego temat na stronie informatora KONWENTOWEGO jest chyba lekkim wprowadzaniem w błąd. Ale to tak zupełnie na marginesie.

Nawet Polcon, mający być w zamierzeniu konwentem fanów fantastyki, ogólnopolskim i największym, jest bardzo nierówny. Raz jest robiony tak jak w Warszawie, w Centrum Gromada, a innym razem jak "normalny" (tylko że większy) konwent w jakiejś szkole wyższej czy podobnym budynku. Znowu - coś jest nie tak.

Witek Siekierzyński, główny org Warszawskich Polconów, powiedział kiedyś, że zrobienie konwentu na 100 i na 1000 osób nie różni się wcale tak bardzo. Trzeba zamówić w drukarni więcej informatorów, ale i tak graficznie trzeba to przygotować. Ja uważam, że chyba jednak się różni. Bo albo robimy zjazd przyjaciół, albo robimy konwent. Jeszcze nie widziałem udanego miksu obydwu tych możliwości. Wychodzi albo jedno albo drugie. Zawsze. Obydwie te możliwości maja swoje plusy i minusy, Tylko, że jedno jest zupełnie czymś innym niż drugie. I to poddaję Wam, drodzy czytelnicy, pod rozwagę...

Do tematu pewnie jeszcze wrócimy, Bo łatwy nie jest. :) Zapraszam do komentowania.

Brak komentarzy: